środa, 11 września 2013

chyba mam deja vu..


Mąż wyjechał, jak zwykle. Miałam do Niego dołączyć na tydzień przed planowanym powrotem do Polski. Bilet był kupiony, ja niemal spakowana, gdy Mąż niespodziewanie wrócił do domu. Wkradł mi się do łóżka w środku nocy :) Planowaliśmy dziecko, udało się. W domu miał być na krótko, a został na 11 miesięcy. 

A teraz sytuacja się powtarza. Ledwo w czwartek wyjechał, a już pojutrze wraca. Niby na 3 tygodnie, ale nigdy nie wiadomo. I znów planujemy dziecko. Nie już, ale jeszcze w tym roku. Chociaż chwilowo wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Wtedy, 3.5 roku temu było inaczej. Nie było kredytu, rachunków, tylu wydatków. Ja w sobotę zaczynam szkołę, marzył mi się kurs językowy. Niestety w takiej sytuacji nie mogę sobie na niego pozwolić.

Oj pokomplikowało nam się..


poniedziałek, 9 września 2013

co na śniadanie?

Od poniedziałku do piątku wstajemy o 7:10, szykujemy się i około 8:00 wychodzimy z domu, wsiadamy do auta i jedziemy do przedszkola. 
Na miejscu jesteśmy około 8:10.
Wg niektórych rodziców to idealna pora aby dać dziecku... chipsy!
Gdy Syn uraczy mnie buziakiem, wracam do domu i co słyszę około 8:30 pod klatką?
"Synu jak skończy ci się mamba to krzycz"...

A później zdziwienie.. że dziecko otyłe, 
albo ma problemy z jedzeniem albo w wieku 3 lat zęby trzeba leczyć..

Oby tak dalej drodzy "rodzice"!

sobota, 7 września 2013

gdy lato się kończy..

.. nieuchronnie kończą się wszelkie dobrodziejstwa matki natury. Pomijam te, które cały rok można kupić w sklepach. Mam na myśli te od Babci, Cioci, Teściowej. Bo u nich zawsze eko i za friko :) 
Dlatego, gdy poczuję jesień włącza mi się chomik :) 
Chciałabym wszystko zatrzymać jak najdłużej, więc mrożę. I tym sposobem nasz zamrażalnik w 3/4 pełen jest owoców i warzyw. Owoce wiadomo - na kompoty. Bo Syn uwielbia. A zapach malin w środku zimy - aż chce się nos zamoczyć w garze ;) Szpinak - bo uwielbiane naleśniki od Zołzy, i pierogi. Papryka - bo sos węgierski, leczo, dań całe mnóstwo. Dynia - bo ciasto, krem. Pietruszka, marchew, seler, koper, brokuł, kalafior
 a nawet dwie porcje białej kapusty (bo została a nie lubię wyrzucać). Najchętniej cały ogródek zachowałabym na zimę :)
Pierwsze chłody to też myśl, że znów zimą zjemy (albo raczej wypijemy) 4 słoiki miodu :)
 i znów szukamy, żeby był swojski, ze sprawdzonego źródła. 2 słoiki już zamówiłam :)

I tylko żałuję, że truskawek nie zamroziłam (jakoś w tym roku nie smakowały), że grzybów w tym roku nie ma. I jagód nie nazbierałam.. Może za rok.

A Wy macie jakieś sposoby, żeby zatrzymać lato na dłużej? 
Chętnie skorzystam z każdego :)



czwartek, 5 września 2013

dni, których mogłoby nie być..

.. to takie dni kiedy:
pada, jest szaro, buro, zimno..
mam PMS a Syn, dziwnym zbiegiem okoliczności, też akurat wtedy ma gorsze dni..
jestem chora i trudno mi ogarnąć samą siebie, nie wspominając o dziecku..
wiem czego szukam, ale nie mogę tego znaleźć.. 
(nie w domu oczywiście, bo tu wiem co gdzie leży) 
mam takiego "niechcemisia" że najchętniej przespałabym cały dzień..

i dni jak dziś..
że zakupy się nie udały 
(czytaj: wnerw, bo Syn jednak w dziurawych spodniach do przedszkola pójdzie)
że obiad, mimo że obiektywnie pyszny, to dziś nie smakował..
że oczy jakieś ciężkie i zmęczone..
pewnie od łez..

bo znów jesteśmy sami..

Nie lubię tych dni!


poniedziałek, 2 września 2013

wspomnienie lata..

Zaczął się wrzesień, Syn poszedł do przedszkola, Mąż do czwartku jeszcze w domu, ale dał mi chwilkę na nadrobienie zaległości :)

Wakacje.. chcę jeszcze :)

Podróż, która martwiła mnie najbardziej, minęła wzorowo. Syn nas znów zaskoczył, pozytywnie :)

Pierwszego dnia tj. w sobotę byliśmy u moich rodziców, którzy także odpoczywali na Mazurach.
Czaple - miejsce niezwykle ciche i spokojne, bo leżące w środku Puszczy Piskiej, będące rezerwatem, pozbawione bieżącej wody i prądu, oddalone od najbliższego miasta o 13km. 
I chociaż warunki biwakowe, to każdemu czasem przyda się odpoczynek od mediów, hałasu i zgiełku miasta.



U rodziców zjedliśmy obiad, Syn nogi w jeziorze umoczył, kaczki nakarmił i mogliśmy jechać dalej. Z Czapli do Zalesia mieliśmy już tylko 80km, które Syn przespał.

A na miejscu był raj dla dzieci. Wiele "pierwszych razów" Syn dopisał do swojej listy na wakacjach, ponownie nas zaskakując. Nie powiem, odpoczęliśmy, ale przydałby się drugi wyjazd, tylko dla nas ;)


tak, niewiele brakowało a wrócilibyśmy ze świnką morską :)

Zalesie to, bez wątpienia miejsce idealne na wakacje z dziećmi. Może atrakcji w okolicy niewiele (zwierzyniec w Nikielkowie i aquasfera w Olsztynie) ale tych na miejscu też nie brakuje. Każdy dzień miał swój temat przewodni, 3 razy dziennie odbywały się animacje dla dzieci (większość jednak dla tych nieco starszych), posiłków dziennie było 6 (bogate 
i pyszne menu), 3 minidyskoteki dla dzieci, 2 dla dorosłych, 2 kolacje w formie ogniska, dzień włoski z robieniem przez dzieci pizzy. W tym miesiącu ruszyć ma kryty basen, 
a zimą, jeśli dobrze pójdzie, powstanie też ośla łączka dla narciarzy :) Prywatna, strzeżona plaża i kąpielisko, leżaki, piłki, koła ratunkowe, zabawki do piasku, 4 ślizgawki do wody - to wszystko do dyspozycji wczasowiczów. Wyjazd zdecydowanie udany, co chyba widać :)

Zaowocował też nowymi znajomościami, jedna z nich zaproszeniem do Paryża :) skorzystamy bez dwóch zdań :)

A dziś już Syn w przedszkolu, tylko dwóch kolegów ze żłobka ma w swojej grupie. Rano płakał, bo "do dzieci nie", ale ciekawość nowych zabawek wzięła górę nad emocjami. Nawet pani nie zdążyła Mu karteczki z imieniem nakleić :) 

Po południu, korzystając z ostatnich dni z Tatą, planujemy wybrać się na basen.

Miłego dnia więc :*