środa, 22 stycznia 2014

Zimę też się przetrzyma ;)

Przyszła. Nie powiem, że nie czekałam. A w zasadzie to Syn najbardziej czekał. Na sanki, na odśnieżanie auta, na bałwana, którego jeszcze nie udało nam się ulepić, bo mróz za duży.
Zaczęły się ferie. Niby przedszkola nie dotyczą, ale Syn dwa dni wolnego miał.  W niedzielę zafundował nam nocne czuwanie przy nocniku :/ Poniedziałek i wtorek był pod moją obserwacją. Nie ukrywam, że auta też mi się nie chciało skrobac, bo oblodzone od dachu po koła. Siły też na tyle nie mam. Mąż w poniedziałek się do pracy spóźnił 20minut, bo pół godziny usuwał lód z 3 szyb :/
Na szczęście deszcz przestał padać,  mamy śnieg.  Dziś saneczki po południu.
Ja jestem już po dwóch egzaminach. Jeden zaliczony na 4, drugi na 5. W niedzielę dwa kolejne egzaminy, ostatni we wtorek. Mam więc co robić pod nieobecność Syna.
Tymczasem jestem już w 14tc. Po kolejnej wizycie (5.02) planuję krótkie podsumowanie i porównanie pierwszego trymestru obu ciąż :)
Wczoraj poważnie się wystraszyłam. Kręgosłup często mi dokucza, ale wczoraj nie mogłam wstać. 15minut mi to zajęło, mąż chciał dzwonić po pogotowie. Dziś niestety ból zbliżony do tego wczorajszego. Żałuję, że nie udało mi się skorzystać z masaży zanim zaszłam w ciążę. Przy pierwszej się udało, więc kręgosłup odczułam dopiero pod koniec. Teraz do końca jeszcze daleko, a koleżanka masująca kobiety w ciąży, sama też jest w ciąży. Pozostaje mi zapytać ginekologa o pozwolenie chodzenia na basen.
Mąż od tygodnia pracuje. Planuje też wysłać swoje CV do firmy rekrutujacej pracowników do Kanady. Warunki socjalne takie same jak we Włoszech, zjazdy do domu dłuższe,  no i pieniądze dużo dużo większe. Na dobrą sprawę po roku mielibyśmy kredyt z głowy. Nie będę jednak gdybać, jak zadzwonia to wtedy podejmiemy ostateczną decyzję.

Chyba pora na śniadanie :) Dzidziuś się upomina :)
Miłego dnia
smacznego
i śnieżnego :)

34 komentarze:

  1. Nie obraz sie Zonkil, ale ze Wy jeszcze rozwazacie ponowny, samotny wyjazd twojego Meza to jestem w szoku I na dodatek jeszcze drugie dziecko. No szok, ze malzenstwa chca tak zyc, bo jak mozna tworzyc rodzine ciagle w rozlace? Wybacz za szczerosc, ale tak uwazam. Za zadne wielkie pieniadze NIGDY nie pozwolilabym wyjechac M. Jego miejsce jest przy Nas...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpiszę się pod wypowiedzią Mini, zachodzę w głowę, że bierzecie taką opcję pod uwagę Ty z dziećmi tu,a on tam daleko za oceanem, w końcu pieniądze nie są najważniejsze i nie stanowią o naszym szczęściu. Skoro mąż ma tu pracę to ja bym się jej kurczowo trzymała, mnie jest strasznie ciężko kiedy mój mąż wyjeżdża w dwudniową delegację, a co dopiero na długie miesiące.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miniu, nigdy nie mów nigdy. Ja już dawno się tego nauczyłam. Nigdy nie powiedziałam, że taki tryb życia jest najlepszy, że w 100% mi odpowiada, ale może uswiadomicie mnie, jak na dłuższą metę żyć za 1700zl? Pieniadze nie są najważniejsze, ale rachunki same się nie opłaca, rata nie zniknie, a dzieci miłością nie nakarmimy tylko dlatego że będziemy wszyscy razem. Nigdy nie wykluczalam wyjazdu z mężem, ale wiem, że zostając też nie jestem sama. I nie narzekam, że nie ma mi kto pomóc, bo mąż chory, albo w pracy. Wszystkie decyzje podejmujemy świadomie, z pełnym pakietem ich konsekwencji dla nas wszystkich. Dziwi mnie, że wszystkim leży na sercu mój los, biednej, porzuconej matki z dwójką dzieci, a nikt nie myśli o tym, że jest jeszcze druga strona tego medalu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M.mial propozycje wyjazdu do USA, ktora sam odrzucil nawet nie konsultujac ze mna, bo stwierdzil, ze ma gdzies pieniadze, bo najbardziej mu zalezy na rodzinie. Rata sie sama nie splaci, a czy trzeba gylo ja brac? Dla mnie - nie stac mnie - nie biore. Mieszkam na emigracji I jezdze 10 letnim samochodem. Moglabym I nowka, ale po co? Zeby sie zadluzyc I nie spac po nocach jak splacimy samochod? Ja na twoim miejscu rozwazalabym wszystkie opcje, ktore mogly by Was trzymac razem, no chyba, ze podoba Ci sie opcja samotnie wychowujacej Mamy I dojezdzajacego Tate . Dla mnie po prostu nie istnieje taka opcja... jesli mamy klepac biede to razem..bynajmniej mamy siebie na dobre I zle...

      Usuń
    2. Miniu ja myślę, że czasem kredyt na mieszkanie to jedyna opcja. Nie każdy ma możliwość mieszkania z rodzicami, a wynajem coraz częściej jest nieopłacalny. Sami jakiś czas wynajmowaliśmy, do momentu gdy cena za wynajem była niższa niż przewidywana rata kredytu. Teraz z kredytem wychodzi nam mniejszy koszt niż wynajem. A mieszkanie większe (bo 2 pokoje,a nie 1) i w lepszej dzielnicy. Wolę płacić za swoje niż spłacać cudzy kredyt wynajmując. I kredyt mieszkaniowy jest jedynym jaki mamy. Nic innego nie kupujemy na raty. Tylko zawsze całość od razu...

      Usuń
    3. Ja tez jestem za tym,zeby jak najbardziej miec cos swojego. My wyliczylismy,zeby kupic dom,ktory chcemy potrzebujemy ok 130 tys euro. Czy jest Nas na niego stac? w tym momencie nie. Nie bedziemy sobie supelka na szyi wieszac,a tansze domy nie wchodza w gre,bo uwazam,ze jesli sie zadluzac to juz na cos,co jest tego warte. Poczekamy wiec kilka lat i zobaczymy jak finansowo bedziemy stac wtedy. Pogon za pieniadzem. Fair enough. Kazdy chce miec pieniadze,bo dzieki nim zyje sie latwiej,ale za ZADNE pieniadze nie dadza mi poczucia bezpieczenstwa,milosci, radosci niz sam Maz,ktory jest obok mnie.

      Usuń
    4. Prawda, że w dzisiejszych czasach kredy to jedyna opcja na własne mieszkanie, ale skoro opcja wzięcia kredytu wiązała by się z emigracją mojego męża to głęboko bym się zastanowiła nad kredytem, rozważyłabym wszystkie możliwości wyjazd wspólny i wspólne zarobienie na mieszkanie, jeśli nie wspólny wyjazd to wspólna praca tak by żyć z dwóch pensji, ale tu na miejscu. Ja osobiście kredytu nie mam na mieszkanie, ale mam gro znajomych z kredytem na długie lata, ale we dwoje powiedzieli a to powiedzieli b i we dwoje ten kredyt spłacają, obydwoje maja pracę, stałą pensję i kredyt się spłaca w końcu w takiej formie żyje większość młodych ludzi takie czasy. Ja osobiście i moim skromnym zdaniem podkreślam moim zdaniem wiedząc, że mąż dostał tu na miejscu w PL prace niech pracuje, bądźmy razem i razem ciągnijmy ten bagaż jakim jest kredyt, nie zdecydowałabym się na drugie dziecko tylko bym znalazła pracę zahaczyłabym się, a potem bym myślała o ciąży tak by nawet jak w tej ciąży bym była a umowa by się skończyła to zawsze macierzyński płacił by ZUS, a potem 6 mc zasiłku zawsze to dodatkowe pieniądze, na ratę kredytu by było. Ale to są Wasze wspólne decyzje podejrzewam, że nie łatwe i chyba już się nauczyliście z tą sytuacją żyć razem a jednak osobno. Ja mimo wszystko podziwiam Was, bo ja nie potrafiłabym tak żyć.

      Usuń
    5. Miniu a dziwisz się, że odrzucił taką propozycję? Chciałabyś zostać sama? Pewnie nie. Ja zostanę w razie czego z rodziną, na którą mogę zawsze liczyć. I nie wmowisz mi, że pieniądze nie dają poczucia bezpieczeństwa. Dla mnie bezpieczeństwo finansowe jest ważne, emocjonalne nie mniej..

      Usuń
    6. Kochana, ty nawet nie wiesz jak jest z wizami dla rodziny ( a jest prosciej, bo rozwazalismy tam wyjazd), bo Ty nie bierzesz takiej opcji pod uwage. To tak jak moja siostra..wynajduje co nuz nowe miejsca wyjazdu jej Meza za pieniadzem... czy tylko tyle wazne jest zycie? Widocznie jestescie materialistami... nie zamierzam dogryzac czy pouczac. Jestescie dorosli I robicie tak, jak uwazacie... jednak ja uwazam inaczej I jesli boli cie ta opinia to wybacz...bynajmniej jestem szczera...

      Usuń
  4. Żonkilku wydaje mi się, że to zdziwienie dziewczyn wzięło się stąd, że dopiero co był wpis gdzie cieszyłaś się, że mąż zostaje w domu na stałe,a teraz piszesz o tym, że rozważacie jego wyjazd jeszcze dalej niż kiedyś. Taki przeskok może szokować. Skoro opcja z mężem w kraju jest tak trudna finansowo to czemu te Włochy się skończyły? Pytam bo bardziej bym się stresowała jeszcze dalszymi podróżami męża niż tymi dotychczasowymi. Ja podziwiam Was, że mimo tych rozłąk Wasza rodzina trwa co jest dowodem ogromnego wzajemnego zaufania Was obojga. Dla mnie jesteś trochę jak żona marynarza. Tam też wypływa się na miesiąc w morze,a potem miesiąc w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszyłam się, że mąż narazie zostaje, ale nie mówiłam że na stałe. Ta opcja będzie możliwa kiedy i ja znajdę pracę. Póki co praca we Włoszech się skończyła, firma nie ma nowych zleceń więc wysłała pracowników na urlop bezpłatny. Praca, którą mąż podjął jest tylko po to żeby był jakiś dopływ gotówki (jak widać niezbyt wygórowanej) i ubezpieczenie. To rozwiązanie tymczasowe, zanim firma dostanie jakieś zlecenie. Ta Kanada to tylko dlatego, że mąż zastanawia się nad zmianą firmy, bo te bezpłatne przestoje stają się męczące i nigdy nie wiadomo kiedy nastąpią. Podróż to zupełnie osobna sprawa. Dla mnie doba, kiedy jechali do Włoch kończyła się nerwobolami, tu doba w samolocie.. bez żadnych wieści. Wyjazd wchodzi w rachubę, ale póki co do niego daleko.

      Usuń
    2. Domyślam się, że ciężki orzech do zgryzienia ogólnie macie. Trzymam kciuki by się układało po Waszej myśli :-) i jeszcze by kręgosłup przestał Ci dokuczać :-*

      Usuń
  5. Rowniez nie wyobrazam sobie zeby meza mialo przy mnie nie byc, ale nie jestem tak stanowcza jak poprzedniczki.Rowniez zyjemy z jednej wyplaty a w perspektywie jest zmiana mieszkania na wieksze. Maz nie zmienilby pracy, mimo, iz kokosow nie zarabia (wrecz przeciwnie), ale ma prace na czas nieokreslony w administracji publicznej, co w obecnych czasach nie jest malo. Gdyby jednak mi sie przytrafila oferta rocznego kontraktu to na pewno bysmy rozwazyli propozycje, ale pewnie pojechali bysmy wszyscy razem). Niestety znam kilka rodzin, ktore zmuszone zostaly by 'porzucic' rodzine gdy zamknieto im firme 30 min od domu i przeniesiono na drugi kraniec kraju. W takich czasach zyjemy, dlatego nigdy nie mowie nigdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli moj M. M7alby zmienic prace w innym zakatku kraju to przeprowadzamy sie razem I tam zaczynamy zycie. Pewnie, nigdzie nie zyje sie kolorowo, ale mieszkajac na emigracji swoje widzialam I podziwiam kazda pare, ktora decyduje sie na zycie w rozlace. Mozna wyjechac na 3 miesiace I sciagnac rodzine, ale jezdzic ciagle w ta I z powrotem kilka lat?! Oczywiscie to kazdego sprawa I nic do tego, ale teraz to dopiero Wam bedzie ciezko, gdy urodzi sie drugie dzieciatko..

      Usuń
    2. Gdyby to ode mnie zależało to też bym się spakowala i poleciała choćby do Kanady. Ale z wizami dla rodzin wiadomo jak jest, poza tym klimat nie do zniesienia na dłuższą metę. Ostatniego zdania Miniu nie skomentuje..

      Usuń
  6. Podsumowując? Jesteśmy niedojrzali bo wzięliśmy kredyt na mieszkanie, które kosztuje nas mniej niż wynajem, bo zdecydowaliśmy się na drugie dziecko podczas gdy ja nie mam pracy a mąż w rozjazdach. No dwoje gowniarzy.. Wybaczcie, ale wiemy na co się decydujemy i nikomu nic do tego. Nie pytałam o radę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie możesz się dziwić, że pod Twoją notką powstała lawina komentarzy i to nie w sensie rady dla Was, dla Ciebie, a właśnie wspomnianych komentarzy w końcu taka idea bloga.

      Usuń
    2. To ja z mężem też "gówniarze".

      Usuń
  7. Eh, Żonkilku pisałam komentarz już raz ale mi się skasował.

    Dziewczyny nie powinny Cię tak od razu oceniać. To jest tylko i wyłącznie WASZA sprawa jak wygląda Wasze życie. A to że Minia, czy Szczypta nie wyobrażają sobie inaczej to też jest ich sprawa i ich zdanie.

    Ja podziwiam Was za siłę i to, że mając tyle " na głowie" dajecie sobie radę. Nie jest łatwo.

    Niektórym po prostu od razu łatwo powiedzieć, że jesteście nieodpowiedzialni itp.

    Nie martw się. Ja wierzę, że ułoży się po waszemu bo zawsze się układa i dacie radę w 4 :) Trzymam mocno kciuki i kibicuje a Ty Miniu nie powinnaś .

    Ja wiem, że to blog ale jednak czasem warto ugryźć się w język. Sama narzekasz ciągle na blogu że nie masz z kim dzieci zostawić, że Wam ciężko a jednak zdecydowałas się na dwójkę mimo, że nie masz Rodziny blisko. Żonkilek ma i to jest ta Jej siła. Wasza, Miniu to ta, że jesteście tam razem we 4 a Sylwię ma kto wspierać jak Mąż wyjedzie. Jeszcze raz napiszę, że za ostro tu się wypowiedziałaś. Nie Wasza sprawa chyba kto i jakie dezycje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ktorym momencie cos niestosownego napisalam, bo nie rozumiem? Ja nie neguje tego zachowania, ale mam prawo do wlasnej opinii na ten temat. Nie uznaje tego I owego I wiecej pisac nie bede, bo jeszcze napisze za duzo, a nie warto. "Sama ciagle narzekasz na blogu .." niesmacznie to zabrzmialo. Dobrze, ze Ty nie narzekasz ... ;) ale to juz pomijam..

      Usuń
    2. Narzekam i ja i Ty i Żonkil ale nie krytykuję ani Ciebie ani Jej bo wiem że i mi i Tobie i Jej jest ciężko i każda z nas ma swoje problemy.

      Choćby to zabrzmiało dość dziwnie "Oczywiscie to kazdego sprawa I nic do tego, ale teraz to dopiero Wam bedzie ciezko, gdy urodzi sie drugie dzieciatko.."

      Tak jakbyś Jej życzyła tego eh;/

      Ja też nigdy bym nie pojechała albo wysłała R. za granicę albo na drugi koniec kraju. Razem tylko ale po co mam Żonkila jeszcze bardziej dołować, że nieodpowiedzialnie się zachowała zachodząc w ciążę czy biorąc kredyt?NIe uważam tak. Może i będzie im ciężko a może wszystko się szybko potoczy pomyślnie. To jest ich sprawa i ich problem i pewnie robią wszystko żeby to mądrze pogodzić.

      Usuń
    3. A ja jestem innego zdania uważam, że jest to cenne, że ja czy Minia byłyśmy w stanie nie pod żadnym anonimem wyrazić swoje podkreślam swoje zdanie każdy ma do tego prawo chyba o szczerość chodzi, a nie o zakłamanie i fałszywość, bo w dzisiejszym świecie strasznie jej dużo ludzie są na każdym kroku przesiąknięci fałszywością, więc dla mnie szczerość i nawet najgorsza prawda to duży i cenny dar. Często sami nie zdajemy sobie sprawy z pewnych kwestii i czasem słowa innych potrafią nam otworzyć oczy na sytuację spojrzeć na to z innej strony. Ja cenie sobie w ludziach szczerość i prawdomówność za fałszywość dziękuje.

      Usuń
    4. W sensie takim, że ja fałszywie piszę czy tak ogólnie bo już nie wiem? :) Ja czytając notkę Żonkila nie miałam ani przez chwilę ochoty napisać jej tego co Wy. Czułam, że trzeba pocieszyć i wesprzeć. A nie oceniać. Szczerze to jest napisane aż do bólu! Szanuję szczerość. Jednak chyba Żonkil nie tego chciała :)

      Usuń
    5. W zyciu nie zyczylabym Zonkilowi czy komukolwiek innemu zlego, ale jako nieliczna jestem podwojna Mama I jak zauwazylas przez moje CIAGLE narzekanie prosto z dwojka dzieci nie jest.

      Usuń
    6. Tak zabrzmiał ten komentarz :(

      Usuń
    7. sweet or dry nie o Tobie mowa, że Ty fałszywie piszesz w żadnym razie, Chodzi mi o to co ja czy Minia napisałyśmy napisałyśmy, skomentowałyśmy szczerze to co czułyśmy po przeczytaniu notki jakie mam w tym temacie swoje zdanie.

      Usuń
    8. Cenię sobie waszą szczerość, bo uważam, że mało jej w otaczającym nas świecie. Każdy ma prawo podejmować takie decyzje jakie uznaje za słuszne. Dla nas takie wyjście, na chwilę obecną istnieje, nie odrzucamy go bez przemyślenia. Nie zmienia to jednak faktu Miniu, że Twoje zdanie "teraz to dopiero będzie ciężko" bardzo zabolało. Wiem ile sił wymaga wychowanie dziecka i nigdy nie myślałam że z dwójką będzie lżej. Alek bardzo dużo rozumie, dużo można mu wytłumaczyć i powiedzieć jak będzie wyglądało nasze życie jak będzie Dzidzia. Już teraz go na to przygotowujemy i może jestem naiwna, ale liczę, że trochę się z tą zmianą oswoi. Ty praktycznie wchowujesz bliźniaki. Ja mam Synka, który sam je, kąpie się, ubiera, potrafi sam sie trochę pobawić. Przy ilości obowiązków przy noworodku to jednak jest pomoc. No i jest rodzina, na którą nie raz mogłam liczyć nawet w środku nocy

      Usuń
  8. Wszystko pięknie ładnie Wam się mówi bo kredy to trzeba było nie brać, tak siedzieć i się męczyć z treściami super, nikt kto nie był w takiej sytuacji to tego nie zrozumie. Oboje do pracy tak wszystko ładnie pięknie tylko nawet nie wiecie nie macie pojęcia jak ciężko jest znaleźć pracę matce z małym dzieckiem która siedziała trzy lata w domu. Co pani robiła przez trzy lata, wychowywalam dziecko a to dziękuję i tak jest. Nie masz znajomości możesz wysłać tysiąc cv i ludzie mają w dupie po co im matka z małym dzieckiem. Kredy tak jest pętla na szyję ale gdyby nie ta pętla to może moi byli "kochani" sąsiedzi już by mnie wykończyli i co miałam się męczyć bo mąż pracuje tylko i kredyt i dziecko. Nie ma niczego cenniejszego niż święty spokój i rodzina na swoim. Także nie warto kogoś oceniać nie znając sytuacji i niech każdy robi że swoim życiem co chcę i żyje po swojemu i nie patrzy na innych przez pryzmat swojej osoby i swojej sytuacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga, Ty jak nikt wiesz dlaczego musieliśmy się wyprowadzić. Dlaczego kredyt i takie poświęcenie naszej rodziny. Gdyby nie te decyzje to pewnie do tej pory nie bylibyśmy małżeństwem, a już na pewno nie mielibyśmy mieszkania i dzieci, bo zwyczajnie nie byłoby nas stać. Pracy szukam od dawna, szkoła też jest po to, żeby szanse na rynku pracy zwiększyć. Jak ktoś chce nazywać mnie materialistka to bardzo proszę, ale to świadczy tylko o tym, że prawdziwych materialistow nie spotkał.

      Usuń
    2. Wiem, wiem ale nawet gdybym nie wiedziała to uważam, że każdy jest kowalem swojego losu i ma prawo żyć po swojemu i osobie postronnej nic do tego. Wiem jak ciężko jest znaleźć pracę bo sama szukam i wiem jak ciężko jest żyć z jednej pensji i płacić kredyt, może też jestem nieodpowiedzialna bo się na niego zdecydowałam ale miałam dac się wykończyć dwójce gowniarzy, którym się wydaje że wszystko mogą i świat należy do nich. Czasem niektóre rozwiązania ratują w jakiś sposób nas samych.

      Usuń
  9. Nie rozumiem tych emocji. Jeśli jest taka konieczność/możliwość i skoro obojgu Wam to pasuje - nie widzę problemu. To Wasze życie i na pewno nie powinnaś się tłumaczyć. Perspektywa spłaty kredytu na pewno jest kusząca i ogólnie, cóż tu mówić - życie kosztuje.
    Każdy ma swój przepis na życie. Jeśli składnikiem Waszego przepisu jest wyjazd Męża do Kanady to nikomu nic do tego.
    Wiadomo, że związek na odległość jest szalenie trudny, co nie znaczy, że musi oznaczać rozpad rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudny, co nie znaczy, że nie możliwy. Można żyć 24/7 razem, we własnym sosie i się non stop kłócić i narzekać (jeszcze brakuje żeby dzieci na to patrzyły). A można na odległość i bardziej cenić czas razem. Wymaga to ogromnego zaufania, ale u nas z tym problemu nie ma. Z kłótniami też, bo szkoda na nie czasu :) Dziękuję Natalia, za to co napisałaś:*

      Usuń
    2. Pewnie, ze mozna...tylko, ze takie cos na odleglosc ciezko nazwac byciem w zwiazku, a co dopiero malzenstwem. Kibicuje Wam goraco I nigdy nie zyczylam zle. Jesli tak potraficie to brawa I powodzenia ...

      Usuń