W czwartek, pierwszy raz, Syn zasnął w łóżeczku bez szczebelków tj. z możliwością ucieczki.
W piątek wstał o 7.00 równo z moim budzikiem.
W sobotę wstał o 6.00 więc wieczorem szczebelek wrócił na swoje miejsce (żeby mnie
w weekend o 6.00 budzić?) :)
Był tydzień spokoju bez kaszlu, wrócił dziś.. czyżby sanki wychodziły bokiem?
Syn stwierdził, że chce brata i siostrę (ja uważam, że jednak zdecydujemy się na jedną
z tych opcji chyba że los spłata figla i da bliźniaki) :) brat ma być Michał ;)
Gadułka z Niego cudowna.. wprawdzie zdań nie składa, ale po jednym słowie, powolutku da się wypowiedź sklecić.. no i "cham" przeszło w "kocham" które strasznie cieszy,
a zaraz po nim następuje "tuji tuji" czyli "tuli tuli".. kocham te nasze przytulańce :)
Zauważyłam, że ma swoje ulubione słowa, które oczywiście często się zmieniają :)
Ostatnio hitem jest "oziesiek" czyt. orzeszek :) pierwsze tak długie słowo wypowiedziane
w całości, bo do tej pory słowa trzeba było poznawać po końcówce np. "udziać" czyli odkurzacz :)
Weekendowe poranki spędzamy na godzinnym przewalaniu się w łóżku rodziców
tj. naszym :) W tygodniu znajdujemy na nie tylko 10min ale są i cieszą :)
Zwykle obywa się bez ofiar tych szaleństw, ale dzisiejsze pokąpielowe wygłupy spowodowały ból nosa :) bo złapał mnie za policzki i "noski noski eskimoski" robił bardzo intensywnie :) ale uśmialiśmy się tak, że aż mnie brzuch rozbolał :)
I o ile do zabaw rzadko mnie zaprasza (bo i tak najlepsze wieże buduje tata, mama nadaje się do rysowania, czytania, zabaw w kuchni i robienia babek z piasku) o tyle wygłupy
z rodzicami lubi bardzo. A ja je kocham, bo mogę go wyprzytulać do woli :)
Bo moi mężczyźni to mój największy Skarb :*
niedziela, 27 stycznia 2013
środa, 23 stycznia 2013
rozdwojenie jaźni..
raz tu, raz tam..
o Nim tu i tam..
jak nie wspominać tu, skoro stanowi istotną część mojego życia..
więc będziemy tu.. oboje..
ja i Syn - bo pępowinka była krótka
:)
wtorek, 22 stycznia 2013
poczekają..
Jako że zima, na którą raczyłam sobie ponarzekać, nie zamierza ustąpić to znacznie ograniczyliśmy nasze przemieszczanie się.
Synek po 3 tygodniach wreszcie zdrów jak rydz, więc wrócił do żłobka i bawi się świetnie z 5-tką dzieci które zostały z 18osobowej grupy.. reszta zapewne chora..
Tak więc rano dzielnie odkopujemy auto i z zawrotną prędkością 30km/h turlamy się do żłobka. I tyle.. żadnych sklepów, odwiedzin, nic.. No może dziś na sanki pojedziemy do teściów, bo w końcu dzień babci i dziadka, a upominki w domu leżą :)
Jak widać jedne ładniejsze, bo upiększone przez synka, inne brzydsze bo mało kolorowe ;)
na laurce musiały znaleźć się następujące elementy:
ato (auto)
sionko (słonko) ma oćko (oczko), nos, buzia
apsik (kwiatek)
i koniecznie zibek (grzybek) :)
3, 5, 8 to ulubione cyfry mojego dziecka (ci, pieć, omsiem) - nie mogło ich zabraknąć :)
W razie, gdybyśmy jednak się nie wybrali, bo np znów zacznie sypać to dziadkowie poczekają. Wiedzą, że wnuczek bardzo ich kocha :)
Synek po 3 tygodniach wreszcie zdrów jak rydz, więc wrócił do żłobka i bawi się świetnie z 5-tką dzieci które zostały z 18osobowej grupy.. reszta zapewne chora..
Tak więc rano dzielnie odkopujemy auto i z zawrotną prędkością 30km/h turlamy się do żłobka. I tyle.. żadnych sklepów, odwiedzin, nic.. No może dziś na sanki pojedziemy do teściów, bo w końcu dzień babci i dziadka, a upominki w domu leżą :)
Jak widać jedne ładniejsze, bo upiększone przez synka, inne brzydsze bo mało kolorowe ;)
na laurce musiały znaleźć się następujące elementy:
ato (auto)
sionko (słonko) ma oćko (oczko), nos, buzia
apsik (kwiatek)
i koniecznie zibek (grzybek) :)
3, 5, 8 to ulubione cyfry mojego dziecka (ci, pieć, omsiem) - nie mogło ich zabraknąć :)
W razie, gdybyśmy jednak się nie wybrali, bo np znów zacznie sypać to dziadkowie poczekają. Wiedzą, że wnuczek bardzo ich kocha :)
sobota, 19 stycznia 2013
moja zima
Jeżeli kiedykolwiek mówiłam, że kocham zimę to albo byłam nie w pełni władz umysłowych, albo na haju spowodowanym godzinami spędzonymi na stoku narciarskim.
Nie jeżdżę na nartach już trzeci sezon (najpierw ciąża, teraz nie ma kiedy), straciłam więc radochę z zimy.. bo co to za frajda ciągnąć lub pchać dziecko na sankach, lepiej było być ciągniętym ;)
Nie lubię jej za przeziębienia, katary, ból zatok i za anginę synka..
Nie lubię codziennego odśnieżania auta..
Nie lubię ciężkich zimowych butów i ubrań, czapki i szalika uniemożliwiających rozpoznanie przechodniów..
Nienawidzę za taki dzień jak dziś, kiedy nie raz zostałam poddana testowi z umiejętności wychodzenia z poślizgu. Nienawidzę bo mam rodzinę, najukochańszego męża i dziecko i to o nich myślę w taką pogodę.. Co by było gdybym nie wróciła.. Gdybym spotkała na drodze wariata, pijanego, albo sama popełniła jakiś błąd..
Najchętniej siedziałabym w domu i wygłupiała się z synkiem na uwielbianym przez niego rodzicielskim łóżku :) I robiła za konia, co też ostatnio sobie upodobał :)
Kocham zimę za dwie rzeczy. Chociaż rzecz to nie do końca trafione określenie. W końcu to w zimie, podczas dwudziestostopniowego mrozu na świat przyszedł nasz synek :) I w zimie, blisko 10 lat temu poznałam mojego męża :) Pozostaje wrócić na stok.. może za kilka lat, z całą rodzinką :)
Nie jeżdżę na nartach już trzeci sezon (najpierw ciąża, teraz nie ma kiedy), straciłam więc radochę z zimy.. bo co to za frajda ciągnąć lub pchać dziecko na sankach, lepiej było być ciągniętym ;)
Nie lubię jej za przeziębienia, katary, ból zatok i za anginę synka..
Nie lubię codziennego odśnieżania auta..
Nie lubię ciężkich zimowych butów i ubrań, czapki i szalika uniemożliwiających rozpoznanie przechodniów..
Nienawidzę za taki dzień jak dziś, kiedy nie raz zostałam poddana testowi z umiejętności wychodzenia z poślizgu. Nienawidzę bo mam rodzinę, najukochańszego męża i dziecko i to o nich myślę w taką pogodę.. Co by było gdybym nie wróciła.. Gdybym spotkała na drodze wariata, pijanego, albo sama popełniła jakiś błąd..
Najchętniej siedziałabym w domu i wygłupiała się z synkiem na uwielbianym przez niego rodzicielskim łóżku :) I robiła za konia, co też ostatnio sobie upodobał :)
Kocham zimę za dwie rzeczy. Chociaż rzecz to nie do końca trafione określenie. W końcu to w zimie, podczas dwudziestostopniowego mrozu na świat przyszedł nasz synek :) I w zimie, blisko 10 lat temu poznałam mojego męża :) Pozostaje wrócić na stok.. może za kilka lat, z całą rodzinką :)
poniedziałek, 7 stycznia 2013
Wszystko się kończy..
Tak długo czekaliśmy na święta, tak długo do nich przygotowywaliśmy. Pierniczki już na początku grudnia zapachniały w naszym mieszkaniu. Choinka pojawiła się w przedświąteczny piątek i cieszy oko jeszcze dziś (chociaż w niewyjaśnionych okolicznościach znikają ciasteczka i cukierki).
Po świętach czekaliśmy na nowy rok, podsumowywaliśmy stary. I chociaż nie chciało mi się balu, szpilek i grupowego szampana to nie było źle. Fajnie było powitać 2013 z bliskimi i obejrzeć piękny pokaz fajerwerków :)
W nowym roku skończył się urlop męża. W sobotę znów zapakował walizki i wyjechał. Trudno rozstać się po 1,5 miesiąca bycia razem. I o ile ja traktuję te wyjazdy bardziej racjonalnie niż 5 lat temu, to i tak się rozryczałam, gdy mąż ucałował synka i pożegnał się słowami "bądź grzeczny i słuchaj mamusi".. Później kiedy synek chciał, żeby tata pocałował go na dobranoc, kiedy szukał go pod kołdrą.. i kiedy jeszcze dziś pyta o tatę..
Synek chorobą przywitał nowy rok. Od 1 stycznia gorączka świadcząca o anginie ropnej. W środę spróbujemy dostać się do przychodni na kontrolę. Jak nie to znów wizyta prywatna w domu :/
Jak zwykle gdy mąż wyjeżdża próbuję zapełnić lukę, która powstała. Nad książką skupić mogę się jedynie wieczorem, kiedy cisza i spokój. Trudno o takie skupienie gdy "Stacyjkowo" w tle :) skończyłam więc to co miało być prezentem na drugie urodziny synka. Miesiąc opóźnienia - może mi wybaczy :)
Coś się kończy, coś zaczyna.
Nie mam planów na ten rok, mam marzenia.
Podobno trzeba o nich mówić, żeby się spełniły.
Chciałabym znaleźć pracę
Chciałabym zajść w ciążę (a może jedno wyklucza drugie)
Chciałabym, żeby moi bliscy byli zdrowi i szczęśliwi - resztę da się zorganizować :)
Po świętach czekaliśmy na nowy rok, podsumowywaliśmy stary. I chociaż nie chciało mi się balu, szpilek i grupowego szampana to nie było źle. Fajnie było powitać 2013 z bliskimi i obejrzeć piękny pokaz fajerwerków :)
W nowym roku skończył się urlop męża. W sobotę znów zapakował walizki i wyjechał. Trudno rozstać się po 1,5 miesiąca bycia razem. I o ile ja traktuję te wyjazdy bardziej racjonalnie niż 5 lat temu, to i tak się rozryczałam, gdy mąż ucałował synka i pożegnał się słowami "bądź grzeczny i słuchaj mamusi".. Później kiedy synek chciał, żeby tata pocałował go na dobranoc, kiedy szukał go pod kołdrą.. i kiedy jeszcze dziś pyta o tatę..
Synek chorobą przywitał nowy rok. Od 1 stycznia gorączka świadcząca o anginie ropnej. W środę spróbujemy dostać się do przychodni na kontrolę. Jak nie to znów wizyta prywatna w domu :/
Jak zwykle gdy mąż wyjeżdża próbuję zapełnić lukę, która powstała. Nad książką skupić mogę się jedynie wieczorem, kiedy cisza i spokój. Trudno o takie skupienie gdy "Stacyjkowo" w tle :) skończyłam więc to co miało być prezentem na drugie urodziny synka. Miesiąc opóźnienia - może mi wybaczy :)
Coś się kończy, coś zaczyna.
Nie mam planów na ten rok, mam marzenia.
Podobno trzeba o nich mówić, żeby się spełniły.
Chciałabym znaleźć pracę
Chciałabym zajść w ciążę (a może jedno wyklucza drugie)
Chciałabym, żeby moi bliscy byli zdrowi i szczęśliwi - resztę da się zorganizować :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)