niedziela, 30 marca 2014

środa, 26 marca 2014

To, co najważniejsze..

Marzec..

Niby miesiąc pozytywny, bo zaczyna się wiosna. Ale dla mnie, dla naszej rodziny.. Ehh. Długo by opowiadać.
Wujek(49l) odchodzi.. 
Dziadek (88l), po złamaniu nogi, zaczyna powoli stawać, ale wymaga opieki 24/7.. 
Babcia (77l) oddala się psychicznie, stara, leczona depresja wróciła :( 
Sił, mnóstwo sił nam potrzeba..

Żyjemy sobie we własnym sosie. Cieszymy się, że zdrowie jako tako nam dopisuje, że mamy siebie, że rosnę, że Malutka rośnie, że Syn to już super chłopiec - dzielny pomocnik, ciekawski świata mądrala i troskliwy, czuły opiekun. Radość z rzeczy najmniejszych to, na chwilę obecną, dla nas oderwanie myśli od tego, co przygnębia. I chociaż bywa trudno, to nasz dream team daje radę!

 Moje postanowienie czytelnicze w tym miesiącu wyszło tak:
1) Jodi Picoult - Przemiana (541)
2) Jodi Picoult - Pół życia (459)
3) Jodi Picoult - Dziesiąty krąg (547)
4) Jo Nesbo - Wybawiciel (430)
Łącznie 1977 stron. Niby miesiąc się jeszcze nie skończył, ale chyba nie doczytam kolejnej. No chyba że jutro w przychodni, bo krzywa cukrowa mnie czeka. Czyli 2h siedzenia :/

Dziś Syn znów został w domu. W tym miesiącu "aż" 10 dni był w przedszkolu. Może w poniedziałek jeszcze się pojawi, jak kaszel minie. Za to dziś właśnie, po odebraniu Męża z pracy, jedziemy obejrzeć mebelki do dziecięcego pokoiku. Wiem, mamy czas. Ale teraz cena bez vat, więc szkoda nie skorzystać. Będzie na coś innego, bo mimo, że sporo po Synu zostało to jednak kilka rzeczy dokupić trzeba.

Najbliższy weekend w szkole. Chłopaki planują męski weekend na basenie i kulkach. Obu Im to dobrze zrobi :) Trochę zazdroszczę ;) 
Ja niestety mam sporo obowiązków ze szkołą związanych. Pierwsze egzaminy już w maju, w międzyczasie jeszcze kurs. Obym zdążyła, nim Malutka do nas dołączy :) Jej zdrowie i bezpieczeństwo jest najważniejsze.. Żeby przełamać passę tego roku..

sobota, 8 marca 2014

leniwa, kobieca sobota..

Nasze weekendowe plany ostatnio często biorą w łeb.
Albo Syn przeziębiony, albo Mąż pracuje, albo ja mam szkołę, albo impreza rodzinna (w marcu aż 3). 
Nie ukrywam, że mimo, że Mąż popołudniami jest w domu to nie mam serca Go gdzieś wyciągać. Biedaczek ciągnie już drugi weekend i domyślam się, że potrzeba Mu ciszy i rodzinnego spokoju. Ja z kolei chciałabym wyjść do ludzi (póki jeszcze mi się chce), zabrać Syna na basen czy kulki. Sama nie dam rady wściekać się z Synem, Tata jest niezbędny. W Lublinie był Zoo Park - wystawa zwierzaków. Nie pojechaliśmy, bo Syna nosić nie mogę, ani jak Go zabolą nóżki, ani jak trzeba Go podnieść, żeby zobaczył coś z bliska.
Basen.. niby ok, ale żebym też ja, a raczej kręgosłup na tym skorzystał, musimy pojechać we trójkę. Samego Syna w małym basenie nie zostawię, żeby pójść popływać.
Była nadzieja na dziś. Niestety prysła. Jesteśmy we dwoje w domu.
Nawet do teściowej nie chciało mi się jechać, bo ledwo po 12:00 skończyłam prasować nasz Mount Everest ;)
Teraz mam chwilę dla siebie.
W związku z czym chciałam się swoimi "dziełami" pochwalić. Wyszywanka domowa, wieszak z warsztatów. Gęsie jajo maluję, jak skończę to pokażę :)




W międzyczasie powstaje także wyszywanka wielkanocna. Na następnych warsztatach będziemy ozdabiać skrzynki po owocach :) Zajęcia są super, muszę tylko uważać na wszelkie "smrody" tam stosowane, bo nie da się ukryć, że konwaliami to te artystyczne specyfiki nie pachną.
Dziś Dzień Kobiet, za 4 dni urodziny. Nie świętuję jakość szczególnie. Może poza tym, że zamiast legginsów założyłam spódnicę a wieczorem walnę nawilżającą maseczkę na twarz. Bo rzecz jasna, winka z tej okazji się nie napiję ;)

Najlepszego Kobiety :*